Nowości na stronie | 23 czerwca 2023 r.

Wspólnota wokół dialogu – krótki esej o roli architekta w procesach partycypacyjnych

Zapytaliśmy Andrzeja Jaworskiego – architekta i współzałożyciela pracowni JAZ+Architekci, o to, co ma architektura do partycypacji. Przeczytajcie krótki artykuł, który dla nas napisał o roli architektów i architektek w procesach partycypacyjnych. Autor od kilku lat specjalizuje się w partycypacyjnym projektowaniu przestrzeni miejskich. Pracuje w interdyscyplinarnych zespołach razem z osobami zajmującymi się architekturą krajobrazu, socjologią i psychologią środowiskową.

Wspólnotowy wymiar projektów

Na początku chciałbym wyjaśnić, co rozumiem pod pojęciem „wspólnotowy wymiar projektu”. To skupienie na potrzebach konkretnej, stałej i wiążącej swoją przyszłość z danym miejscem wspólnoty. Wspólnoty, której spoiwem jest np. kultura niematerialna w różnych jej przejawach, wyrażonej nawet w tak prostych gestach jak zwyczajowe nazwy, ugruntowane zachowania albo specyficzne wartości. Wszystkie te elementy, z którymi można się identyfikować, a które są widocznymi przejawami życia społecznego. Tak rozumiana wspólnotowość jest więc doskonale widoczna w prywatnym domu, a mało widoczna na lotnisku. Widać ją na osiedlowym podwórku, słabiej na centralnym miejskim placu. Zwykle im większa liczba osób korzystających z danej przestrzeni, tym bardziej „uśredniona” i mniej specyficzna jest ta kultura. Nie chodzi jednak wyłącznie o liczbę użytkowników i lokalność rozumianą jako kameralne sąsiedztwo. Konkretny kościół, popularny skwer lub pomnik mogą mieć nawet tysiące osób, które się z nimi identyfikują, i to też będą miejsca o silnych cechach wspólnotowych. Kulturowe niuanse wyróżniające konkretne, unikalne miejsca spośród wielu innych umykają jednak przepisom lub ogólnie stosowanym normom. Trudno jest oddać za pomocą technicznych wskaźników, które z nich ma więcej, a które mniej cech wspólnotowych.

Ocena projektu z perspektywy wspólnotowej

Opisując cechy architektury lub przestrzeni z perspektywy wspólnotowej, trzeba wychylić się poza inżynierskie ramy zawodu architekta. Proponowane poniżej kryteria należy traktować jako subiektywne spojrzenie. 

  • Fizyczna dostępność przestrzeni. Mówiąc o dostępności, zwracam uwagę nie tylko na osoby o ograniczeniach w mobilności, która dotyczy osób starszych, mniej sprawnych, ale też np. opiekunów małych dzieci. Nie chodzi też wyłącznie o bariery architektoniczne, lecz również o ograniczenia administracyjne, np. ogrodzenia, zakazy i sztywne regulaminy, które nie pozwalają na swobodne korzystanie z przestrzeni. Kategoria dostępności może więc być również stosowana np. do dzieci czy młodzieży. Dotyczy także możliwości adaptowania różnych miejsc na potrzeby okolicznościowych wydarzeń lub spotkań. 
  • Poczucie bezpieczeństwa. Można je opisywać, stawiając np. takie pytania: Czy o różnych porach dnia są tu kobiety? Czy dzieci korzystają z tego miejsca bez bezpośredniego lub widocznego na pierwszy rzut oka nadzoru rodziców? Czy osoby, które bywają tu okazjonalnie, czują się tu nieswojo z powodu zagrożenia czy w związku z wkraczaniem w przestrzeń przynależną do jakiejś konkretnej społeczności? Bezpieczeństwo mieści w sobie zarówno kwestie ryzyka wypadku, jak i zagrożeń społecznych. 
  • Akceptacja i identyfikacja z przyjętymi rozwiązaniami. Dotyczy to rozwiązań (istniejących lub projektowanych), które są tworzone zarówno z myślą o własnych oczekiwaniach, jak i o potrzebach innych osób korzystających z tej przestrzeni. Te różnorodne oczekiwania poszczególnych członków i członkiń społeczności bywają nawet sprzeczne ze sobą, co nie wyklucza jednak możliwości bycia akceptowanymi przez wszystkich. Pomocne mogą tu być pytania: Jakie elementy stanowią integralną część danego miejsca? Jakie decydują o tym, że różne osoby z tej społeczności czują się tu dobrze i swobodnie?  
  • Podejmowanie aktywności społecznych. Aktywności konieczne wykonujemy niezależnie od jakości przestrzeni (np. chodzimy do pracy, mimo że chodnik krzywy, ciemno i wieje zimny wiatr). Aktywności opcjonalne, to takie, które podejmujemy tylko wtedy, gdy sprzyjają ku temu warunki (np. spacerujemy właśnie dlatego, że jest tu przyjemnie i mamy ładny widok). Aktywnościami społecznymi możemy zaś nazwać te, które związane są interakcją z innymi osobami (np. obserwowanie innych, wspólna zabawa lub rozmowa). Interesujące są tu częstotliwość i charakter tych interakcji oraz użytkownicy, między którymi one występują. 

Lista ta, choć zapewne niepełna, zapisana została nie według hierarchii ważności, ale w porządku logicznego następstwa. Spełnianie ostatniego kryterium będzie trudne bez spełnienia wcześniejszych.

Dlaczego wspólnotowy wymiar projektów umyka architekt(k)om

Choć wiele osób zajmujących się architekturą zgodzi się prawdopodobnie, że wyżej opisane kryteria są istotne dla definiowania miejsc silnie związanych z daną społecznością, to nie można powiedzieć, aby były powszechnie wykorzystywane w praktyce projektowej. Trudność stanowi właśnie spojrzenie na problem projektowy z perspektywy wspólnotowej – czyli nie indywidualnego, ale zbiorowego użytkownika. Dlaczego tak się dzieje?

W projekcie prywatnego domu inwestor będący jednocześnie użytkownikiem sam zadba, aby jego i pozostałych domowników potrzeby były szczegółowo opisane. Zanim rozpocznie realizację, oceni projekt pod kątem spełnienia oczekiwań. A co jeśli osób użytkujących daną przestrzeń jest tak wiele, że nie sposób z nimi omówić projektu? Skrajnym przykładem są ogromne obiekty: stadiony, lotniska, szpitale lub nawet całe miasta. Trudno zebrać precyzyjne opisane potrzeby od wszystkich użytkowników i użytkowniczek. W ich imieniu występuje przedstawiciel publiczny – instytucja, która reprezentuje zarówno tych znanych (np. pracowników), jak i nieznanych jeszcze użytkowników. Korzysta się przy tym z wiedzy eksperckiej, studiów istniejących obiektów, szczegółowych wytycznych technologicznych. Pojedynczy użytkownik jest uśredniony we wskaźnikach dotyczących zużycia wody w toalecie, tempa przemieszczania się, metrów kwadratowych zajmowanej przestrzeni. 

Jednak pomiędzy tymi skrajnościami jest szeroka przestrzeń projektów o mniej lub bardziej wspólnotowym znaczeniu. We wszystkich tych przypadkach spojrzenie przez pryzmat akceptacji i identyfikacji, dostępności, bezpieczeństwa i sprzyjania sytuacjom społecznym zyskuje na znaczeniu. Projekty dotyczące miejsc lub obiektów, z którymi silnie identyfikuje się kilkaset lub kilka tysięcy osób, w największym stopniu ujawniają sens patrzenia na nie pod kątem kryteriów wspólnotowych. Ten potencjał wspólnotowego myślenia o przestrzeni pokazuje również wartość procesów partycypacyjnych. Tam, gdzie unikalność, specyficzność danego miejsca jest bardziej wyrazista, tam włączenie użytkowników i użytkowniczek w pracę nad zmianami w jego przestrzeni jest istotniejsze. Dla architekta lub architektki taki proces jest doskonałą okazją do pracy z tym wymiarem, choć nie zawsze potrafi z niej skorzystać. Warsztat projektancki i przygotowanie zawodowe mogą okazać się tu niewystarczające.

Dialog jako element wzmacniający wspólnotowość myślenia o przestrzeni

O wielu kwestiach, które mieszczą się we wspólnotowym wymiarze projektowania, trudno rozstrzygać, siedząc nad deską kreślarską. Kto i z kim się tu spotyka? Co i w których miejscach lubi robić? Jak gęsto mają być te ławki? Dla kogo trzeba zapewnić dostępność i w których miejscach? Czy ten teren powinien być przejrzysty i otwarty, czy też ciasno urządzony? To są pytania, na które projektant(ka) sam(a) nie odpowie. Gdy projekt dotyczy domu, można po prostu zapytać o to inwestora, jeśli projektuje się lotnisko, można liczyć na szczegółowo opisane wytyczne od poszczególnych działów technicznych i administracyjnych. 

Specyficzna metoda pracy, jaką jest projektowanie partycypacyjne, stwarza natomiast warunki do spotkania z faktycznymi, docelowymi użytkowni(cz)kami tego miejsca, członkami tej wspólnoty. W takiej sytuacji warto pracować, wykorzystując dialog rozumiany jako jednoczesne uczestnictwo i spotkanie osób reprezentujących różne punkty widzenia, doświadczenia i potrzeby. Dialog taki jest cenny przynajmniej z dwóch powodów:

  • pozwala na usłyszenie i zrozumienie racji innych osób. Jest w pewnym sensie przestrzenią wymiany: spostrzeżeń i refleksji, różnych punktów widzenia, oczekiwań i obaw; 
  • pozwala na ścieranie argumentów i szukanie konsensusu. Można dzięki niemu osiągnąć coś więcej niż kompromis.

Jeśli chcemy stworzyć przestrzeń świadomie zaprojektowaną dla wspólnoty, to powinniśmy robić to z udziałem wspólnoty, a nie pojedynczych jej członków lub członkiń. 

Nie twierdzę, że każdy projekt wymaga podejścia partycypacyjnego i że zawsze taki sposób pracy wyraźnie zwiększy jakość rozwiązań przestrzennych. Jest jednak, trudny do przecenienia, walor tej metody. Sam proces staje się bowiem pierwszym prototypem wspólnego korzystania z tej przestrzeni i adaptowania jej na potrzeby różnych scenariuszy zdarzeń. To droga poszukiwania rozwiązań akceptowalnych dla osób o różnym poziomie mobilności, trybie pracy, statusie materialnym, na różnym etapie życia i o innych nawykach dotyczących spędzania czasu i uczestnictwa w życiu społeczności. Takich rozwiązań, z którymi się identyfikują, również mimo faktu, że nie zawsze to ich własne potrzeby są w ten sposób zaspokajane. W pewnym sensie proces wspólnego namysłu i decydowania o przestrzeni jest tak silną interakcją, że może stać się jednym ze spoiw społeczności. Doświadczenie to może ukonstytuować coś, co można nazwać pojemnym, ale też celnym sformułowaniem: wspólnota wokół dialogu. W tym wypadku wybór drogi może zdecydować o miejscu, w jakim znajdziemy się na samym końcu. 

Rola architekta w procesach partycypacyjnych

Na początku warto zaznaczyć, że architekt nie jest najważniejszy dla powodzenia procesu. To, jak się w danym procesie odnajduje „projektant uczestniczący”, ma jednak wpływ zarówno na jego przebieg i efekty przestrzenne, jak i na skutki społeczne. Wspominając o roli architekta, warto zaznaczyć, że potrzeba czegoś więcej niż kompetencji zawodowych. Architekt jest wprawdzie obecny w takich procesach przede wszystkim ze względu na swoje umiejętności pozwalające przenieść pomysły i propozycje na konkretne, fizyczne rozwiązania przestrzenne, to nie mniej istotne okazują się kompetencje miękkie – inaczej mówiąc: interpersonalne – oraz jego postawa w trakcie dialogu. 

W jakiej roli architekt(ka) występuje w procesie partycypacyjnym? Za co odpowiada poza sporządzeniem ostatecznego projektu? Na co powinien lub powinna zwrócić uwagę?

Pierwszoplanowym zadaniem architekta lub architektki jest zrozumienie różnych potrzeb, punktów widzenia, opartych na nich postulatów i oczekiwań oraz obaw, a także poznanie argumentów, które za nimi wszystkimi stoją. Trzeba tu zaznaczyć, że możliwe to będzie tylko wtedy, gdy architekt(ka) nastroi się na słyszenie tego, co do dialogu wnoszą różni jego uczestnicy i uczestniczki. Przydatne jest połączenie tej postawy z pewną ciekawością ludzi, którą nazwałbym życzliwą dociekliwością. Ułatwi to ostatecznie zrozumienie argumentów i stanowisk oraz pozwoli na pozbawione ocen i nie przesłonięte wiedzą zawodową patrzenie na sprawy z perspektywy użytkowników.

Architekt(ka) odpowiada za przygotowanie zrozumiałych wizualnie i adekwatnych do potrzeb narzędzi, ułatwiających prowadzenie i zapis rozmowy, naświetlanie różnych zagadnień będących przedmiotem dyskusji. Aranżowanie dialogu przy pomocy szkiców, schematów lub prostych makiet, które nie onieśmielają profesjonalizmem, ułatwia uczestni(cz)kom zabranie głosu, niezależnie od ich wyobraźni przestrzennej i świadomości skali. Cenny okaże się nie tyle talent artystyczny projektanta lub projektantki, ile umiejętność elastycznego doboru narzędzi do danej sytuacji i grona odbiorców. 

Zadaniem architekta i architektki jest stawianie w toku dialogu pytań, z którymi warto zmierzyć osoby uczestniczące w procesie i które pomogą im wyjrzeć poza ich własną dziedzinę, pozycję, osobisty interes lub potrzebę. Sensem dialogu jest wprowadzanie do niego różnych punktów widzenia. Chodzi więc o pytania rozszerzające perspektywę i otwierające, w przeciwieństwie do pytań domykających sprawy lub wymagających wyłącznie opowiedzenia się po jakiejś stronie. Aby wnieść te różnorodne punkty widzenia, trzeba dobrze poznać kontekst społeczny danego miejsca i odczytać, jakie potrzeby i zachowania, ścieżki i interesy się w nim krzyżują. Ważne okazuje się także głębokie przeanalizowanie sytuacji wyjściowej projektu, wychwycenie i rozdzielenie kwestii, na które całkowity lub częściowy wpływ mają różni uczestnicy, od tych zagadnień, które pozostają poza ich decyzją.

Do architekta i architektki należy rola tłumacza zagadnień z języka branżowego i informowanie o spodziewanych konsekwencjach. Ostatecznie ważne są oczywiście i kompetencje związane z ich wykształceniem i doświadczeniem zawodowym. Niekonfrontacyjne i rzeczowe przedstawianie różnych uwarunkowań i konsekwencji, czyli np. kosztów inwestycji, zmiany w dostępności, wpływie na bezpieczeństwo, ergonomii użytkowania, oddziaływania na środowisko lub innych kwestii technicznych, jest zazwyczaj kluczowe dla zrozumienia różnych aspektów projektu przez uczestników i uczestniczki procesu. To architekt(ka), nawet jeśli podpowiada ostateczne rozwiązania, może zadbać o to, aby uczestnicy i uczestniczki rozumieli i akceptowali te propozycje. Istotne jest przy tym umiejętne rozgraniczanie tego, co należy do sfery faktów, tego, co jest przesłanką, i tego, co jest tylko przekonaniem własnym projektanta, nawet jeśli opartym na doświadczeniach i wiedzy zawodowej. Uczestnicząc w dialogu, trzeba zadbać, aby fakt posiadania wiedzy o charakterze eksperckim nie skutkował negatywnie rozumianym uprzywilejowaniem naszej w nim pozycji.

Angażując do procesu projektowania partycypacyjnego architekta lub architektkę, warto świadomie o takiej roli i zadaniach rozmawiać, upewnić się o gotowości do włączenia się w proces jako uczestnik lub uczestniczka dialogu. Opisane wyżej zadania, rola i odpowiedzialność wobec dialogu, jaką architekt(ka) może przyjąć w trakcie procesu partycypacyjnego, będzie służyła osiągnięciu zamierzonych i niezamierzonych efektów mieszczących się w kryteriach wspólnotowych. Może zaowocować tym, że osoby identyfikujące się z proponowanymi zmianami, które zaakceptowały cele i rozwiązania przyjęte w projekcie, będą rzecznikami dalszych zmian i zwiększania wpływu na otaczającą je przestrzeń. Może zdarzyć się też, że uczestnicy lub uczestniczki procesu w przyszłości sami staną w obronie rozwiązań, które choć nie odpowiadają na ich osobiste potrzeby, są ważne dla zachowania inkluzywnego charakteru miejsca. Albo że w trakcie procesu zawiąże się silnie zintegrowana społeczność, dla której projektowanie partycypacyjne będzie impulsem do podejmowania innych, zupełnie z przestrzenią nie związanych działań. Sytuacja społeczna, jaką był proces projektowania, przekształci się po prostu w sekwencję kolejnych wydarzeń i aktywności.

Nie chcę sprawić wrażenia, że proponuję uniwersalną i definitywną receptę na powodzenie każdego procesu. Nie będę też bronił tezy, że każdy projekt o dużym zaangażowaniu i wysokich kompetencjach architektów kończy się wymienionymi wyżej efektami. Moje doświadczenie mówi jednak, że warto próbować.

Autorem tekstu jest Andrzej Jaworski – architekt, współzałożyciel pracowni JAZ+Architekci. Od kilku lat specjalizuje się w partycypacyjnym projektowaniu przestrzeni miejskich. Pracuje w interdyscyplinarnych zespołach razem z osobami zajmującymi się architekturą krajobrazu, socjologią i psychologią środowiskową.

Tekst powstał w ramach projektu „Przestrzeń Praktyków Partycypacji” realizowanego z dotacji programu Aktywni Obywatele – Fundusz Krajowy finansowanego przez Islandię, Liechtenstein i Norwegię w ramach Funduszy EOG.


Informacja o plikach cookies

Ta strona używa plików cookies i podobnych technologii. Kontynuując jej przeglądanie, wyrażasz zgodę na ich wykorzystywanie zgodnie z Twoimi ustawieniami przeglądarki.

Powrót do góry strony