Wiadomości | 21 sierpnia 2025 r.

Przyglądamy się, badamy, ustawiamy do zdjęć… ale jak po partnersku zaprosić młodych do współdecydowania? Komentarz

Wszystkie oczy są zwrócone na młodych – wcześniej w kontekście kryzysu klimatycznego, teraz wyborów politycznych czy nowej generacji pracowników_czek wchodzących na rynek pracy. Nie od wczoraj młodzi obywatele i obywatelki są w centrum uwagi nas dorosłych. 

Ostatnio szczególnie głośno było o badaniach świata młodych [przyp.red. m.in. świetne opracowanie Fundacji Ważne Sprawy czy Fundacji Stocznia]oraz o tworzonych politykach młodzieżowych w większych polskich miastach (takie dokumenty przyjęto już m.in. w Warszawie, Lublinie, Poznaniu, kolejne tworzone są m.in. w Kielcach). Może piszę to z perspektywy partycypacyjnej bańki, ale wydaje się, że coraz bardziej oczywistym jest, że głos młodych powinien być lepiej słyszalny. Świetnie, że to wiemy, ale od samego przekonania dopiero rozpoczyna się droga do włączenia młodych do współdecydowania – wciąż pozostaje duże pytanie na które musimy znaleźć odpowiedź: jak to zrobić, żeby było po partnersku, szczerze, ale też ze świadomością specyfiki pracy z dziećmi i młodzieżą? 

 

W stronę współdecydowania

Oczywiście nie chodzi o porzucenie badań i diagnoz, lecz o poszerzenie naszego narzędziownika. Nie powinniśmy wyłącznie się młodym przyglądać i na podstawie wniosków z badań projektować polityki publiczne, które będą wpływać na ich życie. Czy wyobrażamy sobie, że dopuszczamy wyłącznie taki tryb działania w przypadku osób dorosłych? Żeby poszukać przerysowanego przykładu: czy wyobrażamy sobie rzeczywistość, w której pozwalamy na to, żeby politycy wyłącznie badali nasze potrzeby i nie uznawali potrzeby powszechnych wyborów albo otwartych konsultacji społecznych? Odmawiamy osobom poniżej 18. roku życia prawa do głosowania w „dorosłych wyborach”, co nie powinno oznaczać, że odmawiamy im podmiotowego traktowania przy tworzeniu polityk publicznych, które ich dotyczą. Potrzebujemy nowych sposobów angażowania dzieci i młodzież w publiczne decyzje w sposób bezpieczny, kreatywny i wartościowy.

Ktoś może powiedzieć – ale jaki dzieci mają interes w tworzeniu polityki ochrony środowiska czy rozwoju sztucznej inteligencji? Najczęściej to właśnie młode osoby doświadczają skutków błędnych politycznych decyzji. Dzieci i młodzież urodzona w 2020 roku jest co najmniej dwa razy bardziej narażona na fale upałów, susze, powodzie i pożary niż ich dziadkowie urodzeni w 1960 roku. Młode pokolenia dorastają w szybko zmieniającej się rzeczywistości, zupełnie innej niż ta, której doświadczyli ich rodzice i dziadkowie, czy choćby polscy parlamentarzyści, których średnia wieku wynosi 50 lat. 

Na pewno w młodzieżowej partycypacji dzieje się też dużo dobrego. Dzięki dużym ogólnopolskim programom, jak np. Szkoła Demokracji Centrum Edukacji Obywatelskiej, wybory w szkołach są bardziej demokratyczne, a władze samorządów uczniowskich pełnią bardziej istotną rolę, która nie sprowadza się tylko do organizacji apeli i konkursów. W szkołach zaczynają pojawiać się rady szkół złożone z mieszanej reprezentacji społeczności uczniowskiej, rodziców i nauczycieli (na razie jako punktowe przykłady, ale pojawił się projekt nowelizacji Prawa oświatowego w tym temacie). W szkołach ponadpodstawowych od września 2025 roku obowiązkowym przedmiotem jest edukacja obywatelska, gdzie w podstawie programowej na poziomie wymagań dot. wiedzy i umiejętności zawarto m.in. prowadzenie dialogu mimo różnic czy wykorzystywanie mechanizmów włączania uczniów w decydowanie o sprawach szkoły (wybory do władz samorządu uczniowskiego) lub miasta (budżet obywatelski, inicjatywa lokalna). 

Więc dzieje się! Jest też bardzo dużo oddolnego fermentu, w ramach którego młodzieżowi liderzy sami organizują działania rzecznicze i partycypacyjne. Efektem działania młodzieżowych liderów jest na przykład powstanie Rady Młodych przy Parlamentarnym Zespole ds. Młodzieży. Reprezentuje ona głos młodych w pracach sejmowych i na etapach prac komisji, czyli dokładnie tam, gdzie prawo powstaje. To sukces wieloletnich oddolnych starań o stworzenie formalnych ciał dialogu na poziomie centralnym, których podejmowały się choćby Stowarzyszenie Parlament Młodych Rzeczpospolitej Polskiej czy Polska Rada Organizacji Młodzieżowych. W ostatniej kadencji Rada zorganizowała otwartą rekrutację dla członków i zebrała ponad 300 zgłoszeń od osób z całej Polski. W tym opisie nie można pominąć całego dobrze zsieciowanego ruchu młodzieżowych rad gmin, który zmienia sposób dialogowania z młodymi na poziomie lokalnym, ale też aktywnie uczestniczy w rzecznictwie na rzecz młodych na poziomie krajowym – wystarczy wybrać się na dowolną komisję sejmową, gdzie omawianie są sprawy polityki młodzieżowej, by spotkać tam przedstawicieli i przedstawicielki młodzieżowych rad z całej Polski.    

A gdzie ta łyżka dziegciu? W chwili zachwytu nad rozwojem młodzieżowej partycypacji pojawia się w mojej głowie znak zapytania – dokąd nas to prowadzi i czy naprawdę dotyka autentycznego włączenia młodych? Wszystkie opisane wcześniej struktury mają w sobie dozę formalizmu. Nie jest to zarzut, ale zjawisko, które samo w sobie niesie pewne ryzyko. Cienka linia oddziela autentyczną partycypację od „udawanej”, Przykładem czegoś, co partycypację tylko udaje, jest tokenizm, który polegać może na tym, że młodzież zasiada wprawdzie w radach i sejmikach, ale jej głos ma charakter bardziej symboliczny niż realny  – czy to przez nastawienie dorosłych, czy  przez przerost formuły i rytuałów. W obecnym systemie to od wąskiego grona dorosłych zależy, jak słyszane będą głosy różnych grup bardziej i mniej zmarginalizowanych. Możemy cieszyć się z przykładów działania i podmiotowości rad młodzieżowych, które są traktowane z należytym szacunkiem i po partnersku. Ale nie zachłyśnijmy się tą radością, bo świat partycypacji, nie tylko tej młodzieżowej, nie jest odporny na niebezpieczeństwa.

 

Demokracja komitetowa i jej ograniczenia

Problem, który dostrzegam, dotyczy nie tyle samego faktu rozwijania młodzieżowej partycypacji, co przyjętej drogi jej rozwoju. Paradoksalnie, w świecie młodych dominuje demokracja komitetowa – rozumiana jako wybór reprezentantów, tworzenie ciał formalnych, rad i sejmików. To podejście mocno opiera się na logice wyłaniania liderów i wzmacniania ich pozycji. O ile w świecie dorosłych tego typu demokracja traci na popularności – bo wymaga zaufania, doświadczenia, znajomości procedur i bywa po prostu dość trudna w codziennym funkcjonowaniu, jednocześnie często tworząc zamkniętą elitę rządzącą i betonując system, o tyle w młodzieżowych strukturach to właśnie ona wysuwa się na pierwszy plan.

Mamy więc młodzieżowe rady gmin, sejmiki, młodzieżowe parlamenty, rady liderskie – katalog, który w gruncie rzeczy bazuje na „starych” wzorcach demokracji. Tymczasem, kiedy myślimy o innowacjach w demokracji dorosłych, w pierwszej kolejności przychodzą nam na myśl takie narzędzia jak: włączające konsultacje społeczne, prosty język, wykorzystanie platform do e-partycypacji i sztucznej inteligencji, czy wreszcie losowo dobierane panele obywatelskie i narady. Krótko mówiąc – cały wachlarz metod poszukujących nowych dróg dotarcia do obywateli i obywatelek.

To nie jest oczywiście złe, że te formy komitetowe istnieją – często jest to konieczny fundament: tworzenie przestrzeni, w której młodzi mogą poczuć się odpowiedzialni, nauczyć się zasad reprezentacji i chronić przed zawłaszczeniem przestrzeni do decyzji przez dorosłych (formalizm jako sposób zabezpieczenia swojego głosu). 

Obywatel młody to także – i trzeba to jasno powiedzieć – obywatel trudniejszy do włączenia. Wiem, że brzmi to kontrowersyjnie, ale nie można mówić o poszukiwaniu dobrych rozwiązań dla współdecydowania z młodzieżą przy pominięciu fundamentalnego aspektu, jakim jest rozwój psychofizyczny dziecka i nastolatka. To przecież proces – kształtowanie tożsamości, uczenie się samodzielności, budowanie odwagi do wypowiadania własnych opinii i stopniowe nabywanie kompetencji społecznych. Dlatego, myśląc o projektowaniu procesu partycypacyjnego z udziałem młodych, nie możemy zakładać, że wystarczy zaproszenie ich do stołu obrad. Trzeba uwzględnić różny poziom gotowości do wyrażania własnych poglądów, konieczność stworzenia bezpiecznych warunków do wypowiedzi i wspierania w przełamywaniu niepewności. Także wesprzeć zdobywanie wiedzy, np. o bezpieczeństwie w sieci czy politykach klimatycznych, o których toczy się dyskusja w ramach procesu partycypacyjnego. Bez tego łatwo o frustrację czy pozorne uczestnictwo, w którym młodzi pojawiają się, ale nie czują się naprawdę włączani ani sprawczy.

Warto też zwrócić uwagę na to, że systemy reprezentacyjne, takie jak młodzieżowe rady czy sejmiki, mogą wzmacniać istniejące struktury społeczne – wybija się ten, kto i tak już jest aktywny, pewny siebie lub popularny. A przecież demokracja powinna zakładać także (lub przede wszystkim) możliwość usłyszenia tych, którzy normalnie nie czują się zaproszeni do zabrania głosu. Dlatego, oprócz rozwijania struktur liderskich i reprezentacji (co też jest bardzo potrzebne!), koniecznie potrzebujemy równoległych form włączania, które uwzględnią różnorodność głosu młodych. 

 

Jak robić to inaczej?

Jednym z modeli, który może skutecznie przełamać dominację „komitetowego” stylu partycypacji, są młodzieżowe panele obywatelskie. Metoda ta, stosowana już w Irlandii przy tworzeniu polityki bioróżnorodności, w Szkocji czy Szwajcarii, została wypróbowana także w Polsce. O pierwszym polskim panelu młodzieżowym piszę niżej, a zacznę od próby wprowadzania metod deliberacyjnych do procesów skierowanych do młodzieży, która została podjęta w ramach Sejmu Dzieci i Młodzieży organizowanego przez Kancelarię Sejmu.

W zeszłym roku (2024) organizatorzy Sejmu po raz pierwszy zastosowali losowanie uczestników i uczestniczek zamiast klasycznego konkursu na najciekawszy projekt czy esej. Dzięki temu szansę udziału miały również osoby spoza grona „szkolnych liderów”. Wybór uczestników odbył się poprzez dwuetapowe losowanie – najpierw szkół (153 szkoły podstawowe z całej Polski, z zachowaniem proporcjonalnego podziału na województwa), a następnie uczniów i uczennic reprezentujących te placówki. Istotną zmianą było także oddanie młodym prawa do wyboru tematu obrad – zamiast narzuconego zagadnienia poproszono ich o odpowiedź na pytanie: „Co jest dla nas najważniejsze?”.

Źródło: fot. Katarzyna Kwaczyńska/ Kancelaria Sejmu. Fb: Sejm Rzeczypospolitej Polskiej.

Źródło: fot. Katarzyna Kwaczyńska/ Kancelaria Sejmu. Fb: Sejm Rzeczypospolitej Polskiej.

Najlepszym dowodem przebijania bańki jest mapa wybranych szkół – widać na niej, jak wiele małych miejscowości zostało włączonych do tego procesu. To właśnie takie otwarcie przestrzeni dla młodych z mniejszych ośrodków, którzy na co dzień nie mają szansy uczestniczyć w prestiżowych, „wielkomiejskich” wydarzeniach, pokazuje, że partycypacja może być narzędziem realnej zmiany.  Piszę to z pełnym przekonaniem – sam w 2014 roku „wygrałem” nabór do Sejmu Dzieci i Młodzieży, a później zostałem nawet marszałkiem XX sesji SDiM. Dziś, z perspektywy czasu, widzę wyraźnie, jak bardzo tamten model premiował osoby z dużym zapleczem, wsparciem szkoły czy doświadczeniem w projektach społecznych, a jednocześnie jak wielu młodych z mniejszych miejscowości pozostawało poza zasięgiem tego typu inicjatyw. Dlatego obecne otwarcie na losowanie odbieram jako krok w dobrym kierunku – jako próbę przełamania mechanizmów selekcji, które wzmacniają istniejące nierówności. To nie tylko zmiana techniczna w rekrutacji, ale też jasny sygnał, że głos każdego młodego człowieka, niezależnie od miejsca zamieszkania czy pozycji w szkole, ma znaczenie.

Źródło: https://www.sdim.edu.pl/sdim-2024

Szczerze mówiąc, dziwią mnie głosy oburzenia niektórych młodzieżowych liderów na zmianę formuły Sejmu Dzieci i Młodzieży – przecież mandaty posłów SDiM zawsze miały charakter symboliczny, a nie realnej reprezentacji. Nic jednak nie stoi na przeszkodzie, by osoby aktywne i doświadczone potraktowały tę zmianę jako szansę na wzmocnienie własnego mandatu: promując nabór w swoich szkołach czy miejscowościach, wspierając młodszych kolegów i koleżanki albo pełniąc rolę mentorów. Takie otwarcie mogłoby poszerzyć ich wpływ, zamiast go osłabiać. W istocie chodzi tu o zakwestionowanie status quo – bardzo podobną myśl miałem podczas The EU Youth Conference w Lublinie w marcu 2025 roku, kiedy przedstawiciel European Youth Forum mówił, że działania Komisji Europejskiej włączające obywateli bezpośrednio do współdecydowania (jak europejskie panele obywatelskie) stanowią zagrożenie dla struktur reprezentatywnych. A dlaczego nie mogłyby być ich wzmocnieniem? Dlaczego bezpośrednie uczestnictwo i formalna reprezentacja mają się wykluczać, skoro mogą się uzupełniać?

Podobną drogę przeszliśmy w Fundacji Pole Dialogu, organizując Panel Obywatelski Dzieci i Młodzieży wspólnie z UNICEF Polska i Ministerstwem Cyfryzacji. Był to pierwszy w Polsce młodzieżowy panel według przyjętych międzynarodowych standardów dla procesów deliberacyjnych (i pierwszy panel ogólnopolski z aktywnym udziałem ministerstwa!). Uczestnicy i uczestniczki panelu, losowo dobrani z różnych typów szkół, regionów, w różnym wieku pracowali nad rekomendacjami dotyczącymi bezpieczeństwa w sieci. Efektem były niezwykle dojrzałe rekomendacje, nie będące jedynie zestawem życzeń, ale realną propozycją polityki publicznej.

Zdjęcia: Bartek Kuzia / Fundacja Pole Dialogu

Zdjęcia: Bartek Kuzia / Fundacja Pole Dialogu

Co to jest panel obywatelski? Panel obywatelski to metoda, w której losowo wybrana, różnorodna grupa osób spotyka się, aby wspólnie spojrzeć na problem z różnych stron i znaleźć najlepsze rozwiązanie dla całej społeczności.

Przykład ze szkoły: Wyobraź sobie, że dyrekcja rozważa wprowadzenie zakazu korzystania z telefonów. To problem, który dotyczy przede wszystkim uczniów i uczennic – to ich dobro chce chronić dyrekcja, dlatego zapada decyzja, że to właśnie oni mają podjąć decyzję, czy zakaz powinien zostać wprowadzony, a jeśli tak, to jak ma wyglądać.

Dyrekcji zależy na tym, aby decyzja była rozsądna i uwzględniała różne perspektywy – w tym opinię nauczycieli o tym, jak korzystanie z telefonów wpływa na ich pracę. Osób uczniowskich jest jednak bardzo dużo, a program nauczania nie pozwala włączyć wszystkich do rozmów. Chodzi także o to, by w dyskusji wzięła udział szeroka i reprezentatywna grupa młodych, a nie tylko delegacja samorządu uczniowskiego.

👉 W takiej sytuacji można zorganizować panel!

Najfajniejsze w tym jest to, że w panelu biorą udział zwykli ludzie – nie politycy, nie akademicy, tylko mama, studentka, emeryt, mechanik itd. Dzięki temu powstają pomysły, o których politycy mogliby nie pomyśleć, bo nie zawsze patrzą na problem z perspektywy „zwykłego człowieka”. Fragment raportu z realizacji Panelu Obywatelskiego Dzieci i Młodzieży, więcej na stronie: https://poledialogu.org.pl/category/publikacje/

 

Inspiracje zagraniczne – czy możemy z nich czerpać?

Warto przywołać też kilka zagranicznych przykładów, które pokazują, że angażowanie dzieci i młodzieży w procesy deliberacyjne nie jest już tylko eksperymentem, ale realną praktyką. W Szkocji w 2020 roku równolegle do narodowego Panelu Klimatycznego zorganizowano Parlament Dzieci, w którym setka uczniów w wieku 7–14 lat pracowała nad tymi samymi wyzwaniami co dorośli, wypracowując własne rekomendacje. W Irlandii odbył się Panel Obywatelski Dzieci i Młodzieży, w którym młodzi przygotowali rekomendacje do krajowego planu działań na rzecz ochrony przyrody – proces z młodzieżą odbywał się równolegle do narodowego panelu obywatelskiego w tym samym temacie. Z kolei w Kopenhadze powstał Klimatyczny Panel Młodych, które analizował wpływ stylu życia i konsumpcji na emisje gazów cieplarnianych i przedstawił swoje wnioski radnym miasta. Podobne inicjatywy realizowano także w Walii i Anglii – tam młodzi uczestniczyli w lokalnych panelach klimatycznych, wspólnie szukając odpowiedzi na pytanie, jak społeczności mogą reagować na zmiany klimatyczne i jakie działania są możliwe do wdrożenia na poziomie szkoły czy gminy.

Szczególnie polecam w tym kontekście publikację Children and Young People’s Participation in Climate Assemblies przygotowaną przez KNOCA (światowa sieć praktyków paneli obywatelskich w temacie klimatu), która opisuje wnioski z dotychczasowych doświadczeń i wskazuje praktyczne wskazówki dla organizatorów.

 

Gdzie potrzebujemy młodzieżowych paneli obywatelskich?

W Polsce można sobie łatwo wyobrazić kolejne tematy, w których udział młodych w panelach obywatelskich mógłby znacząco wzbogacić debatę i przynieść realne efekty: 

  • wykluczenie transportowe w małych miejscowościach, 
  • reforma edukacji, 
  • wsparcie zdrowia psychicznego, 
  • zakaz korzystania z telefonów w szkołach. 

Potencjalnymi organizatorami mogłyby być zarówno ministerstwa (Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej Infrastruktury, Zdrowia, Klimatu i Środowiska, Edukacji), jak i instytucje rzecznicze (np. Rzeczniczka Praw Dziecka) czy organizacje pozarządowe zajmujące się dziećmi i młodzieżą (Fundacja Dajemy Dzieciom Siłę czy w obszarze bezpieczeństwa w sieci Fundacja Orange). 

Trzeba jednak pamiętać, że to nie są proste przedsięwzięcia – organizacja pełnoskalowego panelu wymaga ogromu pracy, energii i solidnych nakładów finansowych. Dobrym przykładem jest Panel Obywatelski Dzieci i Młodzieży, którego realizacja wymagała zabezpieczenia ponad 400 tys. złotych z zewnętrznych źródeł. Na pewno da się zorganizować świetny proces deliberacyjny za znacznie, znacznie mniejsze pieniądze. Ale wiemy też, że w przypadku młodych potrzeba więcej energii i zasobów, by stworzyć warunki naprawdę włączające. Tak, aby ich głos został rzeczywiście usłyszany, a nie zagłuszony czy „zinterpretowany”. Panele młodzieżowe wymagają bowiem obecności profesjonalnych facylitatorów, czasu na przeprowadzenie rekrutacji losowej uczestników (która przebije bańkę typowych uczestników), a także organizacji całodniowych spotkań na żywo. Te z kolei często oznaczają podróż do innego miasta dla 30–40 osób wraz z rodzicami lub opiekunami, zapewnienie noclegu i wyżywienia. To właśnie te nakłady sprawiają, że młodzi uczestnicy nie czują się „zaproszeni na chwilę”.

Fragment raportu z realizacji Panelu Obywatelskiego Dzieci i Młodzieży,
więcej na stronie: https://poledialogu.org.pl/category/publikacje/

 

To się dzieje – narady o sprawach szkoły

W mniejszej skali świetnym przykładem są szkolne narady, które pokazują inny paradygmat – nie plebiscyt, ale prawdziwe współdecydowanie o sprawach szkoły. Nie tylko z reprezentantami, lecz właśnie z tymi, których dane decyzje najbardziej dotyczą w codziennym życiu na szkolnym korytarzu. Narady to dobry przykład tego, jak metody deliberatywne można adaptować w mniejszej skali. W pilotażowym projekcie „Odwrócona szkoła”, realizowanym w dwóch warszawskich placówkach – jednej podstawowej i jednym liceum ogólnokształcącym – zaprosiliśmy społeczności szkolne do zmierzenia się z realnymi problemami życia szkoły. Zamiast narzucać rozwiązania z góry, dyrekcje i grona pedagogiczne wskazały kwestie, które chciały oddać pod dyskusję uczniom. Następnie zorganizowaliśmy narady obywatelskie złożone z osób uczniowskich, działające na podobnych zasadach jak panele czy sądy obywatelskie. Uczestnicy pracowali w małych grupach, wspierani przez facylitatorów i ekspertów z zewnątrz, którzy dostarczali im wiedzy. Najważniejsze było jednak to, że wypracowane w drodze dialogu rekomendacje nie były pozostawione „na półce” – osoby zarządzające szkołami zobowiązały się je wdrożyć. Ten model pokazuje, że deliberacja nie musi być zarezerwowana dla dużych, miejskich czy ogólnokrajowych procesów – równie dobrze sprawdza się w mikrospołecznościach, a młodzi dzięki temu mogą doświadczyć na własnej skórze, że ich głos ma znaczenie i realny wpływ na codzienne życie szkoły.

Potrzebujemy ciągle wymyślać nowe sposoby angażowania młodych, bo jeśli zatrzymamy się w miejscu, demokracja zacznie usychać od młodzieżowej strony. „Takie będą Rzeczypospolite…” – tego mam nadzieję nie muszę przywoływać. Wszystkie opisane tu narzędzia i przykłady szczególnie dedykuję moim znajomym i przyjaciołom z „branży”, ale także samym młodzieżowym reprezentantom i samorzecznikom – jako inspiracje do swobodnego „częstowania się” i testowania w swoich środowiskach. Praktyk i narzędzi jest pełno – dobrze, żebyśmy mieli okazje je testować, promować i zakorzeniać w naszym systemie. Jeśli nie będziemy mieli odwagi eksperymentować, jeśli zatrzymamy się na formalizmie i rytuałach, to ryzykujemy, że przyszłe pokolenia stracą wiarę w demokrację zanim jeszcze w pełni wejdą w dorosłość. Ale skutkiem może też być dołożenie cegiełki do budowy nowego pokolenia młodych, które rozumie demokrację jako coś więcej niż tylko wybory raz na 5 lat. To jest moja nadzieja.

źródło: https://21lo.waw.pl/narada-uczniowska/

źródło: https://21lo.waw.pl/narada-uczniowska/

Pretekstem do napisania tego artykułu i zebrania kilku przykładów „innej” partycypacji młodzieżowej było wydarzenie “Deep Dive on Involving Children and Youth in Citizens’ Assemblies” zorganizowane 6 czerwca 2025 roku w Warszawie w ramach Wiosennej Szkoły Paneli Obywatelskich.


Mateusz Wojcieszak – prezes zarządu Fundacji Pole Dialogu – organizacji społecznej, która wspiera udział obywateli i obywatelek w życiu publicznym oraz tworzy narzędzia ułatwiające prowadzenie dialogu. Interesuje go praktyczne wzmacnianie głosu mieszkańców i mieszkanek w miastach, szkołach i publicznych instytucjach. Jest mocno zaangażowany w rozwój młodzieżowej partycypacji – wcześniej jako młodzieżowy aktywista (młodzieżowa rada, Sejm Dzieci i Młodzieży), teraz jako twórca metod i publikacji z zakresu edukacji obywatelskiej i samorządności uczniowskiej. Były pełnomocnik Prezydenta Miasta Radomia ds. Młodzieży.

 


Informacja o plikach cookies

Ta strona używa plików cookies i podobnych technologii. Kontynuując jej przeglądanie, wyrażasz zgodę na ich wykorzystywanie zgodnie z Twoimi ustawieniami przeglądarki.

Powrót do góry strony