Wiadomości | 11 kwietnia 2024 r.

Dostępność w procesie inwestycyjnym

Czasami mówicie nam, że liczba sesji na Forum Praktyków Partycypacji jest przytłaczająca i nie da się wybrać wszystkiego, co Was interesuje. W odpowiedzi na to, przez ostatnie kilka miesięcy zamieszczamy na naszej stronie artykuły na tematy poruszane na sesjach lub nawet napisane przez osoby je prowadzące. Tym razem chcemy Wam przybliżyć temat dostępności w procesie inwestycyjnym. O tym i na 10. FPP i w poniższym tekście, opowiedział Grzegorz Pronobis.


Dostępność to jedno z tych pojęć, które pojawia się coraz częściej w procesach miejskich. Dołączyło do pojęć takich jak: rewitalizacja, zrównoważony rozwój, partycypacja, które są odmieniane przez wszystkie przypadki i często tracą swoją wartość w zderzeniu z innymi problemami inwestycyjnymi.

Bardzo dużo mówi się o dostępności i coraz więcej wiadomo co należy poprawić w przestrzeni publicznej. Dostrzegamy to jak dalecy jesteśmy od ideału i zakładanych oczekiwań. Mimo, że wszyscy zgadzają się, że dostępność to ważny temat, to jednak często w procesach inwestycyjnych traktowana jest jako wymysł skierowany do niewielkiej grupy osób, czyli właściwie nieistotny.

Użytkownicy przestrzeni publicznej (i nie tylko) przyzwyczajają się do istniejących warunków i poruszają się w taki sposób w jaki pozwalają. Dopóki bariery architektoniczne nie odcinają użytkowników o szczególnych potrzebach od potrzebnych im funkcji miejskich często nie dostrzegamy uciążliwych niedogodności. Osoby z niepełnosprawnościami, które bywają pogodzone ze swoją wyjątkową sytuacją, akceptują problemy z poruszaniem się w przestrzeni publicznej ze względu na brak poczucia sprawczości. Ich trudne doświadczenia związane z domaganiem się godnych warunków przestrzennych sprawiają, że godzą się każdą nawet najmniejszą poprawą. A nie tak powinno być. Dostępność jest także istotna dla osób starszych, osób czasowo niepełnosprawnych, kobiet w ciąży, rodziców z małymi dziećmi itp. Brak świadomości, że wiele z barier to problem większości użytkowników przestrzeni publicznej sprawia, że każda grupa patrzy jednostkowo na swoje oczekiwania. Prawie każdy z nas ma pewne doświadczenia w zakresie problemów z dostępnością. Ważne jest to, żebyśmy tworzyli miasto wygodne dla osób z niepełnosprawnością, a stworzymy miasta wygodne dla wszystkich, bo często dosyć niespodziewanie okazuje się, że nie tylko warto zajmować się tematem, ale może on być przydatny dla nas wszystkich.

Powstanie lub też zmiana jakiejkolwiek przestrzeni czy to zewnętrznej czy wewnątrz budynku to długotrwały proces, który na każdym jego etapie (od projektu po końcową fazę realizacji) ulega zmianom. Na każdym z etapów inwestor ma wpływ na inwestycję. Moim marzeniem jest, aby też na każdym etapie mieli wpływ przyszli użytkownicy. Włączenie interesariuszy w proces inwestycyjny jest oczywiście trudny i wymaga otwarcia na różnorodne głosy osób bez fachowej wiedzy. Jednak partycypacja skupiona na analizie potrzeb różnych grup użytkowników pozwala na skompletowanie potrzeb z zakresu dostępności, odnoszących się do jak najszerszego grona zainteresowanych. Tutaj częstą pułapką jest angażowanie tylko pojedynczych osób niepełnosprawnych, które mogą odnieść propozycje do swoich ograniczeń. Stanowi to zawężenie szerokiego zakresu potrzeb.

A jak wygląda dbałość o dostępność w procesie inwestycyjnym w praktyce?

Rozwiązania dotyczące dostępności rzadko omawiane są z użytkownikami obiektu czy przestrzeni. Panuje przekonanie, że elementy te powinny być ujęte w projekt jako elementy wynikające z przepisów obowiązującego prawa. Część wymogów jest ujęta w przepisach, ale nie wszystkie. Przepisy mówią o absolutnym minimum. Zakres i różnorodność niepełnosprawności jest zbyt szeroki i tym samym zakres dostosowania przestrzeni do ich uwarunkowań jest niejednoznaczny. Osoby poruszające się na wózku wymagają likwidacji krawężników, ale niewidomy dzięki krawężnikowi otrzymuje istotne informacje o granicy między strefami bezpieczną (chodnikiem), a niebezpieczną (ulicą). Dla osoby z słabym wzrokiem kolory kontrastowe są dobre, ale spotkałem osobę z choroba neurologiczną, dla której zbyt duży i dodatkowo jaskrawy kontrast jest nieakceptowalny i zaburza percepcję.

Jak znaleźć dobre rozwiązania mając na uwadze tak różnorodne potrzeby?

Potrzebne jest poszukiwanie zrównoważonych rozwiązań, wdrażanie ich w dokumentacji projektowej i zapewnienie rzetelnej realizacji rozwiązań w przestrzeni. Przy czym analizując potencjalne rozwiązania trzeba cały czas pamiętać o często bardzo indywidualnych rozwiązaniach zgłaszanych przez interesariuszy.

Opracowanie dokumentacji projektowej uwzględniającej maksymalizację dostępności i realizacja inwestycji to odrębny temat. Obecne przepisy wymuszają uwzględnienie dostępności w projekcie i to jest pozytywna informacja. Warto jednak pamiętać, że jest tutaj mowa o koniecznym minimum co sprawia, że nie ma bezpośredniego obowiązku uwzględnienia szerszego zakresu dostępności. To dotyczy projektantów, którzy tworzą dokumentację, ale też osób decyzyjnych, które szukając oszczędności trzymają się zapisów minimum. W trakcie jednej z inwestycji, na jedną z sugestii osoby poruszającej się na wózku, aby wykonać dodatkowe obniżenia krawężników podczas remontu ulicy, padła odpowiedź z strony urzędu nadzorującego inwestycję, że nie ma takiego wymogu i wszystko jest zgodne z przepisami. Świadomy projektant i inwestor to klucz do dobrych rozwiązań. W powyższym wypadku nie udało się niestety doprowadzić do lepszego rozwiązania, ale gdyby w tamtej sytuacji było więcej podobnych reakcji społecznych możliwe, że osoba decyzyjna zatrzymałaby się chwilę nad innymi rozwiązaniami.

Głos społeczny ma znaczenie dla zrozumienia różnorodności oczekiwań, potrzeb i obserwacji rzeczywistości w odniesieniu do różnych zadań inwestycyjnych. To powód, dla którego warto stosować nie tyko partycypację, ale i nacisk społeczny dotyczący właściwych rozwiązań przestrzennych m. in. w zakresie dostępności. Nie przerzucam odpowiedzialności na mieszkańców. Za dobre rozwiązania powinny odpowiadać osoby decydujące o inwestycji, projektanci, wykonawcy. Jednak czasem to naciski, żeby nie powiedzieć nachalność aktywnych mieszkańców przynosi dopiero zamierzone efekty. Warto pamiętać, że szeroki dostęp do wiedzy i wymiana doświadczeń między mieszkańcami różnych gmin sprawia, że często mieszkańcy mają lepsze propozycje rozwiązań niż urzędnicy skupieni na swoich codziennych obowiązkach.

Nie oczekujmy także, że to architekci rozwiążą wszystkie bolączki. Co miałoby być bowiem dla architekta wytyczną? Oczywiście przepisy. Te mamy jednak często spełnione, a rozwiązania i tak nie są najlepsze. Dostając zlecenie z przetargu nie oczekujmy, że architekt wyjdzie poza ramy zlecenia. Nie każdy architekt posiada i będzie posiadać wyczucia w zakresie dostępności. Przykładem niech będzie jeden z drogich hoteli w Warszawie, gdzie do toalety dla osób z niepełnosprawnościami prowadzą, wysokie, dizajnerskie drzwi otwierane pionowym pochwytem. Piękne i tak samo … ciężkie, wyposażone w samozamykacz. Życzę powodzenia w ich otwarciu poruszając się na wózku. Innym przykładem może być nowoczesne centrum konferencyjne w dużym mieście w Polsce, gdzie toaleta dla osób z niepełnosprawnościami ma minimalne wymiary. Znajdujące się za ścianą pomieszczenie z umywalkami toalety ogólnodostępnej jest przeskalowane – przejście między umywalkami wynosi ponad 3,5m. A można było bez zmian gabarytów całości zaplecza sanitarnego powiększyć tą toaletę dla osób z niepełnosprawnością. Obydwa rozwiązania są zgodne z przepisami. Budynki są użytkowane, doceniane za swój wygląd, a jednak…

I nie chodzi o doszukiwanie się winnych wśród projektantów, pomyślmy o tym, że w takich przypadkach wcześniejsza dyskusja o rozwiązaniach dostępności oraz uczestnictwo osób poruszających się na wózku dałyby dodatkowe spojrzenie na wydawałoby się oczywiste rozwiązania. To właśnie w trakcie procesów partycypacyjnych powstają te rozwiązania, które nie są oczywistymi odpowiedziami, czyli są wartością dodaną.

Nie warto też wierzyć, że wszystkie zagadnienia dotyczące dostępności będą uwzględnione w przepisach. Od kilku lat toczy się dyskusja o zmianach rozporządzenia o warunkach technicznych jakim odpowiadają budynki i ich usytuowanie. Kiedy to nastąpi – wciąż nie wiadomo i jakiego zakresu będą dotyczyć zmiany. Rewolucyjnych zmian się nie spodziewam. Niezależnie od ewentualnych uzupełnień przepisów nie rozwiążemy przez to wszystkich problemów. Istnieje wiele przestrzeni i obiektów, których nie uda się w pełni dostosować dla potrzeb osób z niepełnosprawnościami. To obiekty istniejące, nierzadko zabytkowe, o dużej wartości historycznej i kulturalnej.
Niedawno projektowaliśmy przebudowę, stuletniego i zabytkowego budynku Młodzieżowego Domu Kultury nr 1 w Bytomiu (projekt prezentowałem na Forum Praktyków Partycypacji). Dostosowaliśmy go do warunków dostępności. Jednak ze względu na wartość zabytkową, nie wszystkie rozwiązania były możliwe, a kilka z rozwiązań nie jest idealnych. Dobudowana winda nie obsługuje ostatniej kondygnacji, która posiada wąskie korytarze ze schodkami w każdą stronę. Nie ma możliwości zastosowania platform schodowych, więc osoby na wózku i tak nie dostaną się do pomieszczeń. Przedstawiałem to jako świadomą decyzję dotyczącą rezygnacji z pełnej dostępności. Jednak pojawiła się wątpliwość w trakcie prezentacji projektu, dlaczego jednak nie zrobić tej windy, bo przecież winda może i powinna być dedykowana także np. osobom poruszającym się o kulach.

Nie wykonaliśmy też ścieżek dotykowych dla osób niewidomych i niedowidzących. Na to złożyło się kilka aspektów. Wejście główne z klatką schodową wykonane w całości w pięknych marmurach. Drugie wejście przez bramę z posadzką z unikalnych stuletnich dekoracyjnych płytek ceramicznych. Wewnątrz dom kultury posiada liczne pomieszczenia, których funkcja i przeznaczenie może ulegać zmianie. Specyfika zajęć, wydarzeń powoduje, że wszelkie działania z osobami z niepełnosprawnością wymagają dodatkowej obsługi, więc nie ma praktycznie możliwości, aby niepełnosprawne „osoby z ulicy” trafiły do tego budynku. Wraz z ograniczeniami przestrzennymi zabytkowego budynku podjęliśmy decyzję o rezygnacji z ścieżek dotykowych.

Każda decyzja związana z ograniczaniem dostępności jest trudna i wymaga głębokiej analizy w tym analizy technicznej i ekonomicznej. W takich przypadkach konieczne jest każdorazowe analizy uwzględniające unikalność miejsca i sytuacji, tak, żeby znaleźć kompromis między różnymi potrzebami i aktualnymi wartościami lokalnymi.

Jako projektant podjąłem ta decyzję świadomie z pełną odpowiedzialnością. Była możliwa, bo mimo , ze w tym procesie co prawda nie było prowadzonej partycypacji, ale akurat obiekt znam od wielu lat, uczestniczyłem w jego życiu w tym w działaniach z osobami z niepełnosprawnościami. To doświadczenie pomogło podejmować decyzje. Czy rozwiązanie, które zaproponowaliśmy było jednak najlepsze? Czy jest na to jednoznaczna odpowiedź? A może właśnie te wątpliwości, ta autorefleksja są kluczowe dla dalszych prac przy kolejnych projektach?

Część gmin w Polsce opracowała swoje standardy dostępności określające najbardziej istotne dla gminy priorytety dotyczące zapewnienia dostępności w przestrzeni. To na pewno krok w dobrym kierunku. Taki dokument narzuca obowiązki uczestnikom procesu inwestycyjnego. Często brakuje jednak ścieżki postępowania w przypadku sytuacji wyjątkowych kiedy brakuje możliwości spełnienia niektórych z wymagań. Dla wielu obiektów istniejących, zabytkowych nie będzie istnieć możliwość pełnego dostosowania. To jest doskonała okazja do włączenia mieszkańców do wypracowania rozwiązań indywidualnych. W przypadkach wyjątkowych zakres dostosowania przestrzeni do wymagań dokumentów mógłby być wypracowany partycypacyjnie, dzięki czemu odpowiedzialność za często trudne decyzje ponoszą nie tylko projektanci i urzędnicy, ale i osoby, które wskazują na inne potrzeby w okolicy.

Standardy wprowadzają jeszcze jeden bardzo dobry czynnik. Ujednolicają rozwiązania. Ze względu na brak całościowych przepisów trudno jest oczekiwać, że rozwiązania dostępności będą identyczne na terenie całego kraju. Moim marzeniem jest, aby rozwiązania były jednakowe na terenie jednego miasta. Przykładowo, na przestrzeni ostatnich kilku lat w Bytomiu przeprowadzono kilka remontów ulic. Przy skrzyżowaniach pojawiły się pasy uwagi. Ubolewam, że podczas remontów nie zdecydowano się na ścieżki prowadzące. Są jedynie pola uwagi. I są one niestety zróżnicowanie rozmieszczone: raz bezpośrednio przy krawężniku, raz w odległości 3 pasów kostki betonowej od krawężnika. Jak dodamy do tego zróżnicowany kolor (żółty bordowy, grafitowy) to mamy sytuację, w której co skrzyżowanie osoba niewidoma może spotkać się z inną sytuacją co zaburza poczucie bezpieczeństwa i nie pozwala na wypracowanie codziennych nawyków we własnym mieście. Czy wyobrażacie sobie sytuację w której sygnalizacja świetlna na skrzyżowaniach jest różna na kolejnych skrzyżowaniach? Ale by się działo…

Często są stosowane rozwiązania, które wydają się osobom pełnosprawnym za wystarczające lub nie stosujemy rozwiązań bo wymagają tego żadne przepisy. Przykładem tutaj niech będzie inwestycja, której ostatnio byłem częścią, gdzie urzędnik na pytanie: „Dlaczego nie trzeba wykonywać ścieżki prowadzącej na deptaku? Odpowiedziała: „Bo osoba niewidoma może się poruszać dotykając ręką budynków.” To prawdziwa odpowiedź urzędnika odpowiadającego za inwestycje. Nie wspominając o licznych schodkach do budynków, okienkach piwnicznych i innych przeszkodach, to samo potraktowanie tematu jest po prostu smutne i niepokojące.

Jednocześnie przestrzegam przed zbyt dużą liczbą i nadmierną dokładnością dokumentów miejskich. Przykładowo w Warszawie powstało kilka dokumentów, które w szczegółach wskazują wzajemnie wykluczające się wytyczne. Pojawiają się wtedy pytania: Co dalej z tym począć? Który dokument jest wiążący? Skoro nie muszę spełniać jednego z warunków, to może innych też nie? W efekcie w sposób naturalny zaczyna się lekceważyć te dokumenty. Nie można ich spełnić, to nie można też ich egzekwować.

Tak jak wspomniałem na początku dostępność przestrzeni wydaje się dla wszystkich użytkowników oczywistym tematem, ale zbyt często przyzwyczajamy się do sytuacji zastanej i do barier, na których likwidację nie mamy wpływu. To prowadzi też do odruchowego pogłębiania problemu przez użytkowników i zarządców. Na etapie użytkowania może się zadziać dużo dobrego w tym temacie jak i złego. A nawet jak wszystko jest dobrze przemyślane na etapie inwestycji to potem pojawiają się „pomysły użytkowe”. Kiedyś spotkała mnie taka sytuacja: wchodzę o kulach do urzędu miasta, z wysiłkiem docieram do toalety i … zastaję ją zamkniętą, a na drzwiach wisi karteczka (obowiązkowo w foliowej koszulce) z informacją, że klucz jest dostępny w pokoju X. Zarówno przepis jak i zdrowy rozsądek zadziałaby na etapie tworzenia rozwiązania dostępnego dla osób z ograniczeniami ruchu. Jednak z jakiegoś powodu ta dostępność została drastycznie ograniczona przez nałożenie dodatkowego zadania osobie, dla której przemieszczanie się jest trudnością. To samo często tyczy się pokoi dla rodzica z dzieckiem. Czy ktoś kto o decyduje o zamknięciu takiego pomieszczenia nie wie z jaką przyjemnością się chodzi z dzieckiem na ręku czy już zapomniał? Spróbujmy wczuć się w tą sytuacją – poruszamy się na wózku, z wysiłkiem, jednocześnie czujemy narastającą potrzebę skorzystania z toalety. I stajemy przed drzwiami z kolejnym nieprzewidzianym wyzwaniem. Jak w grze komputerowej, choć to niestety szara rzeczywistość. Pozostaje pokonać kolejną drogę tam i z powrotem do magicznego miejsca z kluczykiem. No chyba, że trafisz na dworzec w Kątach Wrocławskich, wkraczasz na wyższy poziom, bo kluczyk przemieszcza się wraz z ochroniarzem patrolującym cały dworzec. Po przebudowie dworzec wygrał nawet plebiscyt na najpiękniejszy dworzec, szkoda, że za tym nie idą rozwiązania organizacyjne.

Dochodzi tutaj kwestia pewnego szacunku i poczucia przyzwoitości. Czy zmuszenie innej osoby do tego, aby pytała o kluczyk do toalety nie jest uwłaczające? I dlaczego tylko jeśli jestem osobą z niepełnosprawnością mam być wyróżniony takim zaszczytem?

Czy można inaczej? Oczywiście. Nie dawno w Strasbourgu odwiedziłem budynek parlamentu europejskiego z dwójką małych dzieci (w tym jedno było w wózku). Bez zwracania się o jakąkolwiek pomoc przy wejściu pojawia się propozycja, żeby skorzystać z innej ścieżki zwiedzania windą (zwykła ścieżka zwiedzania kieruje na schody). Na górnym poziomie przejmuje nas inna osoba, która wskazuje jak kontynuować zwiedzanie. Odczuliśmy pełną, nienachalną opiekę. Po udzieleniu pomocy osoba, która jej udzielała znika, nie czeka aż zrobimy kolejny krok. Rozwiązania inwestycyjne wcale nie są idealne. Ścieżka prowadząca powinna być lepiej zorganizowana, kontrasty na ścieżkach dla osób z niepełnosprawnością wzroku były słabe, jednak organizacyjnie było idealnie. Niech będzie jednak coś z „niższej” półki. W urzędzie miasta Bytomie jest pokój, w którym obsługiwany jest rodzic z małym dzieckiem. Nie trzeba biegać z maleństwem na ręku pomiędzy pokojami, a wszystko można załatwić w jednym miejscu.

Przepisy ewoluują i pojawiają się w nich elementy, które należy uwzględnić w projektach. Przykładem może być przewijak, który stał się wyposażeniem toalety dla osób z niepełnosprawnościami. Przepisy nie wskazują takiej lokalizacji. Jednak dodanie pomieszczenia dla rodzica z dzieckiem jest często zbyt trudnym wyzwaniem projektowym stąd powiązanie tego przedmiotu z toaletami. Co więcej, często jest on nadplanowym wyposażeniem, które ogranicza ergonomię pomieszczenia przez umieszczenie go np. przed miską ustępową. Taka aranżacja toalety dla osób z niepełnosprawnościami zainspirowała mnie do eksperymentu, do którego zaprosiłem młode osoby. Młodzież bez ograniczeń ruchu miała podjąć wyzwanie i spróbować przenieść się z wózka dla osób niepełnosprawnych na miskę ustępową. Jak można się domyślać był to dla nich duży problem. Jednak największym zaskoczeniem było to, że nikt nie dał rady. Jeśli osoby zdrowe nie potrafią wykonać prostego zadania to dlaczego takie wyzwania stawiamy osobom, dla których tworzymy osobną toaletę z udogodnieniami? Zdaję sobie sprawę, że to nie jest przejaw złej woli, ale raczej braku świadomości, wiedzy, doświadczenia i empatii. To kolejny powód, żeby rozmawiać, angażować i edukować o potrzebach użytkowników, żeby każdorazowo poznawać nowy punkt widzenia. Przykłady niewłaściwego zastosowania opisanego przepisu nie dotyczą tylko instytucji publicznych. W jednym z centrów handlowych jest przygotowany pokój dla rodzica z dzieckiem co wydawałoby się już powodem do dumy i zadowolenia. Jednak, aby się do niego dostać trzeba zadzwonić do obsługi lub ochrony. Gdy raz potrzebowałem z niego skorzystać, zrezygnowałem po 15 minutach oczekiwania na kogokolwiek, kto miałby otworzyć mi drzwi. Nie wiadomo było do kogo ma się zwrócić z prośbą o udostępnienie tego pokoju, tym bardziej, że toalety wraz z tym pokojem (jak „zwyczaj każe”) były na zupełnym uboczu.
Te wszystkie „ciekawe” przykłady mogłyby nie mieć miejsca, gdybyśmy tylko rozmawiali i szukali rozwiązań, z tymi osobami, którym dedykujemy rozwiązania, pozyskując od nich informacje. Nie musimy, a wręcz nie powinniśmy oczekiwać od osób z niepełnosprawnością docelowych rozwiązań. Osoba z niepełnosprawnością jest ekspertem, jak każdy mieszkaniec jest ekspertem w zakresie użytkowania i funkcjonowania w otaczającej go przestrzeni. W trakcie procesów partycypacyjnych nie oczekujemy od interesariuszy pełnych, szczegółowych rozwiązań. Prowadzimy dialog, zbieramy informacje, czasem wywołujemy konfliktowe sytuacje, żeby pobudzić dyskusję i wyłowić najbardziej znaczące dane. Metod i narzędzi jest oczywiście mnóstwo. W temacie dostępności jest podobnie. Osoby z niepełnosprawnością, dzięki swoim doświadczeniom wnoszą istotne informacje, wprowadzają dodatkowy punkt widzenia. Dla pełnej analizy warto jednak pozyskać informacje od osób z różnymi rodzajami niepełnosprawności.

Przestrzeń publiczna i nie tylko powinna być poddawana ciągłej ewaluacji pod kątem dostępności. Życie to ciąg dynamicznych zmian, a co za tym idzie zmian potrzeb i oczekiwań, dlatego też ważne jest też szukanie nowych czynników wpływających na decyzje dotyczące projektowania i funkcjonowania przestrzeni w aspekcie dostępności. Sztuką jest jednak pobudzić użytkowników do analizowania przestrzeni, z której korzystają i do otwartego wyrażania zdania na temat potrzebnych zmian. Ważne jest, żeby ludzie nie przyzwyczajali się do złych i ograniczających sytuacji z przestrzeni publicznej. Żeby tak nie było wszyscy powinni mieć świadomość czym jest dostępność i jakich elementów powinniśmy się domagać w przestrzeni. Pułapką jest tutaj jak wcześniej wspominałem myślenie, że eksperci (tj. architekci, inżynierowie, urzędnicy) wiedzą co jest dla nas dobre i że stosowanie przepisów zapewni nam wygodną przestrzeń. Empatia i wiedza to duet cech, którymi powinniśmy się kierować wszyscy w procesie inwestycyjnym i codziennym użytkowaniu tak, żebyśmy potrafili dynamicznie poszukiwać i wdrażać dobre rozwiązania.

Tekst powstał w ramach projektu „Przestrzeń Praktyków Partycypacji” realizowanego z dotacji programu Aktywni Obywatele – Fundusz Krajowy finansowanego przez Islandię, Liechtenstein i Norwegię w ramach Funduszy EOG.


Informacja o plikach cookies

Ta strona używa plików cookies i podobnych technologii. Kontynuując jej przeglądanie, wyrażasz zgodę na ich wykorzystywanie zgodnie z Twoimi ustawieniami przeglądarki.

Powrót do góry strony