Nowości na stronie | 13 października 2014 r.

Jak zwiększyć udział mieszkańców w podejmowaniu realnych decyzji o mieście?

W lipcu 2012 roku sekretarz miasta stołecznego Warszawy Marcin Wojdat udzielił wywiadu, w którym stwierdził, że zarówno społeczeństwo, jak i urzędnicy „nie dorośli” do udziału mieszkańców w podejmowaniu decyzji o mieście. Argumentował, że mieszkańcy nie czują się odpowiedzialni za miejsce, w którym żyją. Nie posiadają również wymaganej wiedzy, by brać czynny udział w zarządzaniu miastem: Nie chodzi o to, żeby w ogóle nie stosować mechanizmu partycypacyjnego, ale trzeba umieć się nim posługiwać i umieć się samoograniczać. Przy obecnym poziomie świadomości społeczeństwa na temat zarządzania miastem takim jak Warszawa jest to niemożliwe[1]. Rok później prezydent Hanna Gronkiewicz-Waltz bez wcześniejszych zapowiedzi ogłosiła wprowadzenie budżetu partycypacyjnego we wszystkich dzielnicach Warszawy i przekazała na ten cel 25 milionów złotych.

Jan Śpiewak

Budżet okazał się dużym sukcesem, który pokazał, że mieszkańcy chcą i potrafią zabierać głos w sprawach dotyczących ich okolicy. Dorosnąć musieli jednak nie mieszkańcy, ale urzędnicy i decydenci. Przyspieszoną lekcją demokracji w tym wypadku było referendum warszawskie. Gdy mieszkańcy ogłosili rokosz, droga do konsultacji społecznych okazała się dużo łatwiejsza. Pod wpływem społecznego niezadowolenia warszawski ratusz wprowadził mechanizm konsultacji społecznych na żądanie mieszkańców. Jako pierwsi mechanizm ten wykorzystali społecznicy z inicjatywy Otwarty Jazdów, która walczyła o zachowanie domków fińskich na Jazdowie. Konsultacje jeszcze trwają, ale można już zaryzykować stwierdzenie, że zostały przeprowadzone w sposób wzorowy. Osoby zainteresowane podzielono na podgrupy, które przez kilka miesięcy spotykały się i wypracowywały swoją wizję Jazdowa. W konsultacjach wzięli udział specjaliści ze wszystkich dziedzin, aktywiści oraz zwykli mieszkańcy. Konsultacje były promowane a sam ich początek odbył się w dobrym czasie i łatwo dostępnym miejscu.

Sposób przeprowadzenia konsultacji w sprawie przyszłości Jazdowa różni się diametralnie od przypadku modernizacji Ogrodu Krasińskich. Tam konsultacje zakończyły się fiaskiem i pozostawiły poczucie ogromnego zawodu, a wśród niektórych uczestników wręcz uczucie poniżenia. W konsultacje zaangażowały się setki osób, jednak w ramach postępu prac w Ogrodzie ich uczestnicy zaczęli zdawać sobie sprawę, że ich głos został zignorowany. Wybuchł konflikt o wycięte bez zapowiedzi drzewa i ogrodzenie parku potężnym płotem. Władze miasta odpowiedziały na to znaną od starożytności taktyką dziel i rządź – zaczęto skłócać różnych użytkowników parku: przede wszystkim właścicieli psów z resztą. Przygotowane w ramach konsultacji społecznych ankiety miały uzasadniać podjęte już wcześniej decyzje. Podstawową różnicą między konsultacjami w sprawie przyszłości Osiedla Jazdów i Ogrodu Krasińskich był ich inicjator. W pierwszym wypadku była to instytucja pozarządowa, w drugim konsultacji chcieli sami urzędnicy, stając się w ten sposób sędziami we własnej sprawie.

Ważną kwestią jest też wybór organizatora konsultacji. Oczywiście, przeprowadzanie rozmów z mieszkańcami przez organizacje pozarządowe nie jest pozbawione wad. Wszyscy narzekamy na wszechogarniającą „grantozę”. Organizacje pozarządowe są coraz bardziej „rządowe”, bo w Polsce ich głównym źródłem finansowania są środki publiczne. Co więcej nie posiadają one żadnej społecznej legitymacji do wykonywania zadań powierzonych im przez samorządy. Konsultacje społeczne należy jednak wyprowadzić z ratusza. Powinny odbywać się na neutralnym gruncie.

Dobrym wyjściem wydaje się być przekazanie tej roli samorządowym jednostkom pomocniczym. Wzmocniłoby to najniższy i przez to najbliższy (przynajmniej teoretycznie) mieszkańcom szczebel samorządu. Rady Osiedli są dzisiaj mocno zaniedbane a organizowanie konsultacji mogłoby je ożywić. W ślad za nowymi kompetencjami powinny iść jednak środki i transparentne procedury. To w radach osiedli najlepiej widać jak ważna jest kwestia konsultacji społecznych. To one pierwsze zauważają lokalne problemy, źle przeprowadzane remonty, wiedzą co jest największym priorytetem, a co może poczekać jeszcze chwilę.

Rządzący muszą przede wszystkim widzieć w mieszkańcach nie petentów, ale partnerów do rozmowy. Tylko w ten sposób przełamiemy mur braku zaufania, który wyrósł między ludźmi a władzą. Tego nie da się niestety zaprotokołować. Wymaga to poważnych zmian ustrojowych, jak wzmocnienie kompetencji radnego i ograniczenie władzy wykonawczej. Bez tego trudno jednak będzie o prawdziwą partycypację obywatelską.

Treść artykułu stanowi wyłączne odzwierciedlenie poglądów autora.

O autorze

Jan Śpiewak – przewodniczący stowarzyszenia Miasto jest Nasze, doktorant w Instytucie Socjologii UW, bada przemiany polskiej klasy średniej. Członek inicjatywy Otwarty Jazdów, aktywista warszawski, od urodzenia związany ze Śródmieściem.

[1] http://magazynkontakt.pl/wojdat-nie-doroslismy-do-partycypacji.html

 

Tekst finansowany jest w ramach projektu “Kurs – Partycypacja!”, współfinansowanego przez Szwajcarię w ramach szwajcarskiego programu współpracy z nowymi krajami członkowskimi Unii Europejskiej oraz ze środków Fundacji im. Stefana Batorego.

stopka partycypacja

 

 


Informacja o plikach cookies

Ta strona używa plików cookies i podobnych technologii. Kontynuując jej przeglądanie, wyrażasz zgodę na ich wykorzystywanie zgodnie z Twoimi ustawieniami przeglądarki.

Powrót do góry strony